Regulamin

1. Witam serdecznie na moim blogu! Piszę pamiętnik, więc moje opinie mogą być całkiem różne od Twoich. Jeśli chcesz podyskutować, to zapraszam, ale kulturalnie.
2. Nauczyciel służy w dużym stopniu mojej osobie, ponieważ dodając wyrażenia i widząc je codziennie tutaj na blogu, uczę się.
3. A co w następnym odcinku to zapowiedź kolejnego postu, ale czasami może się zdarzyć, że zamieszczę coś innego.
4. Proszę, dbaj o interpunkcję i ortografię, a mnie śmiało poprawiaj.
5. Zapraszam do czytania!


sobota, 4 stycznia 2014

18. Powody, dla których nienawidzę swojej matki

No, są takie. Czasami ludzie mawiają, że co by się nie działo, to jednak matka to matka i powinno się ją kochać. A bo co? Bo szacunek należy się jej tylko dlatego, że mnie urodziła? Na niego się zasługuje, a nie obdarza wszystkich wokół. Mnie nikt nie rozumie. Czasami gdy mówię, że nie gadam z własną matką od trzech miesięcy - a mieszkam z nią pod jednym dachem - to ludzie się na mnie dziwnie patrzą. Nikt z nich nie wie, co przeżywam, każdy ocenia. Żyją w kochających się rodzinach i wydaje im się, że mają monopol na ocenianie innych ludzi.
Moja matka jest alkoholiczką. Nie wiem od kiedy, nie pamiętam. Mam 18 lat i nie pamiętam, żeby kiedykolwiek było inaczej, tata mówi, że pije jakieś 15, 16 lat, a więc ciężko żebym pamiętała. Z dzieciństwa mam same właśnie takie wspomnienia. Alkohol, przemoc. W różnych ilościach. Bywało lepiej, bywało gorzej. Kiedyś przejmowałam się bardziej tym wszystkim, teraz zobojętniałam. Kiedyś punkt 15:15 stałam przy oknie i patrzyłam, czy matka idzie. Jeśli nie szła z pracy, to musiała zostać u swojej koleżanki i pić. Punkt 22:20 leżałam w łóżku i nasłuchiwałam. Gdy tata przyszedł, to była rewizja. Szukał butelek. Jeśli znalazł, to była awantura, ciskanie nimi gdzie popadnie. Za każdym razem leżałam w łóżku znerwicowana, zalana łzami. Ludzie mawiają, że jestem bezwzględna, że mam spaczony pogląd na świat. A jaka mam być? Nikt nigdy mnie nie przytulił, nie wziął na kolana, nie pogłaskał po głowie i powiedział, że wszystko jakoś się ułoży. Potrzebowałam tego, gdy byłam dzieckiem. Trochę czułości, jakiegoś uznania. Nie miałam nic. Od małego uczono mnie kłamstw, opowiadania głupot, życia w wiecznym stresie. Przez matkę przeżyłam wypadek samochodowy, co wspominam do dzisiaj z trzęsącymi się rękoma. Wypadek to wypadek, stało się. Auto pokiereszowane, ale nikt nawet nie miał malutkiego siniaka. Ale w domu były ciągłe awantury. Ciągle matka wrzeszczała na ojca, o auto, o wypadek, o wszystko. Tata walczył z jej alkoholizmem, ale potem przestał. Sam zaczął popijać. Byłam przekonana całe życie, że ona staje się nie do zniesienia przez alkohol, ale kilka lat temu zobaczyłam, że na trzeźwo jest jeszcze gorsza. Muszę ją znosić, gdy paraduje w przezroczystych białych haleczkach, spod których wszystko widać. Gdy mi ciągle mówi, jaka jestem beznadziejna. To stuprocentowa żmija. Ona zawsze się do czegoś przeczepi, dosłownie. Ostatnio się siepała na tatę, że krzywo nałożyła gałkę ziemniaków gościowi, bo ten stał i czekał, żeby wziąć talerz i zanieść na stół. I tak w kółko. Gotuję coś w kuchni i jest ciągle tak: dlaczego gotujesz bez pokrywek, jak ty to kroisz, czemu ta blacha jest taka brudna, po co to światło się świeci, czego ten piekarnik idzie już jak nie wkładasz jeszcze jedzenia, wyłącz to radio, patrz jak kroisz żebyś mi nie pocięła stołu. I tak ciągle i bez końca i ciągle. O wszystko się przypieprzy, o wszystko. Siedzę u siebie na komputerze i przywlecze się i: czemu ten komputer tak huczy, przycisz tę muzykę, dlaczego nic nie robisz, po co to światło jest zaświecone, odkręć ten grzejnik, czemu ty się nic nie uczysz. Siedzę na łóżku i: co tak leżysz bez ruchu, ucz że się co, nie myśl o nim tyle bo on i tak cię nie chce, zajmij się czymś. Każdego pierdolonego dnia to samo, cokolwiek bym nie robiła. Do tego oczywiście pijana wygaduje różne rzeczy. Ile razy powiedziała do mnie per kurwo, suko, dziwko, idiotko, wariatko - nie zliczę. To norma u mnie w domu. Pamiętam raz taką sytuację... Ona była w łazience, piła wódkę, wylałam ją. Ona wyszła z łazienki, tata poszedł do sklepu i zaczęło się. Nigdy w życiu potem ani później tak mnie nie zwyzywała. Przez dosłownie dziesięć minut leciała wiązanka o głupich i bezużytecznych kurwach, krzyczała z łazienki "ty suko, ty głupia pierdolona suko". Pierwszy raz w życiu tak płakałam. Ojciec przyszedł i jak gdyby nigdy nic przestała. A gdy mu powiedziałam, to jak zawsze powiedział, żebym dała spokój. I tak całe życie. Kiedyś spotkałam na ulicy tatę kolegi i szłam z nim dosyć spory kawałek. Michał to, Michał tamto, Michał jest taki i siaki, Michał to zrobił, Michał to wygrał. Byłam zazdrosna. Taki dumny z syna. Ja ciągle słyszę, że jestem głupia i leniwa, mam wielkie dupsko, wyglądam jak szafa trzydrzwiowa, że nikt mnie nie lubi, nikt mnie nie chce, nikt nie może mnie znieść. Że jestem beznadziejna. Że koleżanki córka jest taka i owaka, że robi to i tamto. Że nie chciała mnie nigdy urodzić. Wmawia Ci ktoś takie rzeczy kilka lat i jak tutaj inaczej myśleć? Samoistnie przejęłam ten tok. I dzisiaj żyję ze świadomością, że jestem nielubiana, że nie zasługuję na nic lepszego, niż mam. Z nią nie rozmawiam od października i dobrze mi z tym.