Coś, co mnie
najbardziej razi, to masa profilów „Imię i nazwisko photography”. Kiedyś, żeby
fotografować, trzeba było pokazać, że umiesz włączyć aparat i orientujesz się,
gdzie przybliżyć a czego przybliżać nie wypada. Dzisiaj wystarczy profil na
fejsie. Wchodzisz w galerię takiego delikwenta i zauważasz, że wszystkie
zdjęcia są identyczne, tylko rekwizyty się zmieniają i rodzaj obróbek w
Fotoszopie. Piętnaście fotek w krzakach, każda w innym odcieniu sepii i mamy
cały album.
Dzisiaj
załamałam się totalnie. Stoję i czekam na przerwie na lekcję, a tu do koleżanki
obok podchodzi druga, której z torby wystawał aparat fotograficzny. Zapytana,
po co jej on, odpowiada, że była w PLENERZE robić zdjęcia na fejsa. Kyrie
elejson, co z tymi ludźmi? Od kiedy ławka w parku to plener, a zwykła fotka z
wywalonym jęzorem lub miną opasłej świni jest zdjęciem? Wchodzę potem na
fejsbuka sprawdzić, czy nie ma jakichś ważnych wiadomości do mnie i muszę
przebrnąć przez te wszystkie zdjęcia zwykłe, profilowe, okładki albumów.
Zgroza. Konto na fejsbuku mieć muszę, bo inaczej nie wiedziałabym o połowie
rzeczy, o których wiedzieć muszę, ale co to za moda na dodawanie zdjęć w każdym
miejscu? Ostatnio koleżanka napisała do mnie esemesa, żebyśmy poszły się
przejść a na końcu dodała, że weźmie aparat, żeby zrobić fotki na fejsa. Do
tego momentu nie sądziłam, że krew może się zagotować w żyłach. Czy nie można,
cholera jasna, wyjść z domu tak po prostu? Zastanawia mnie, co jest głównym prowodyrem
tego zachowania. Wiadomo, że jeśli dodasz zdjęcie z parku, to otrzymasz średnio
dwadzieścia lajków. Jednak przekonałam się już na wielu przykładach, że
wystarczy słit focia z pokręconymi włoskami w loczki w kuckach pod drzwiami do
kibla, a liczba wzrasta wprost proporcjonalnie do centymetrów odsłoniętych
kolan. Lub czegoś wyżej. Doszło do tego, że spotkałam się z pomiarem na lajki.
Jeśli ktoś ma dziesięć do jednego zdjęcia, to jest nielubiany, a jeśli sto
dwanaście i pół, to musi być z niego fajny kolo.
Trzeba też
zaznaczyć, że fotki fejsbukowe dzielą się na te „kul” i te zwykłe. Te kul to
fotki z jakąś parasolką z koronki, dziwną opaską uciskową założoną na głowę.
Tego ostatniego ewenementu nie zrozumiem. To wygląda po prostu głupio i
durnowato. W łeb bym sobie prędzej strzeliła, niż takie zdjęcie zrobiła, a tym bardziej
opublikowała.
Kolejną
sprawą jest moda na fejsika. Nawet dżemik z Łowicza ma swój własny Ofiszial
Pejcz. Niedługo będę musiała zalajkować Liptona na fejsbuku, żeby sobie herbatę
zrobić.
A co ze
statusem? Facebook wprowadził zmiany w wyglądzie profilu i teraz mogę sobie
ustawić swój status na:
Nie wyobrażam sobie ustawienia sobie statusu "w otwartym związku". To tak jak napisanie, że wystarczy bukiet kwiatów i idę do łóżka z Tobą. Jak mogłabym również oznajmić wszystkim, że jestem wdową? Wytyfy? To trochę tak, jakby było to ogłoszenie matrymonialne. Po co też wiedzieć moim znajomym, że jestem w separacji lub "to skomplikowane"? Takie zmiany wywołują tylko burzę komentarzy pod statusem z gratulacjami, kondolencjami. Po co to komu? Szczerze powiedziawszy musiałam wpisać w Google "związek kohabitacyjny", bo pojęcia nie miałam, co oznacza. W dużym skrócie: życie na kocią łapę. Niech mnie ktoś zastrzeli. Za rok pierwszego kwietnia ustawię sobie ten status, a co. Ja też mogę być tak FAJNA.
Generalnie była moda na NK, teraz swoje pięć minut ma Facebook. Pewnie nawet bym nie miała tam konta, gdyby nie fakt, że istnieje grupa mojej klasy i jeśli coś się dzieje, następuje jakaś zmiana, trzeba na coś się składać, to ogłoszenie ląduje właśnie tam. Jedziemy do galerii na zakupy, meldujemy się.
Jestem chyba po prostu za stara/głupia/oczytana, by zrozumieć fejsbukową manię.
A Wy? Korzystacie z fejsbuka?
Korzystam z fejsbuka z tego samego powodu, co ty. Mamy grupę naszej klasy i kierunku, więc zawsze można znaleźć jakieś ciekawe informacje o różnych akcjach lub rzeczy dotyczących szkoły/klasy. Przez bardzo długi czas miałam zdjęcie np oka w "zdjęciu głównym" czy jak to się tam zwie i było mi z tym dobrze.
OdpowiedzUsuńW każdym razie moi znajomi mogą się rozczarować, bo zdjęć tam nie zamieszczam, informacje tylu "skomplikowany związek, rozczarowana, cholernie szczęśliwa" ect też tam nie ma. Właściwie to dla mnie komunikator, lub coś, co dostarcza chwili rozrywki i pozwala pośmiać się z (bardzo często) dziwnych wpisów, zdjęć itd.
Ja ostatnio traktuję facebooka jako wielki komunikator z moją grupą ze studiów. Bez fb na studiach nie ma życia :D
OdpowiedzUsuńMnie śmieszy również fenomen Istagrama. Nie wiem jaki jest cel obfotografowania każdego momentu swojego życia. :)
boski post :D myślę na temat fb dokładnie tak samo jak Ty. zapomiałaś tylko dodać, że te słit focie zazwyczaj powalają jakością xd owszem mam konto na fb, wchodzę na nie, gdy muszę coś załatwić dowiedzieć się czegoś dotyczącego uczelni itp.
OdpowiedzUsuńja właśnie założyłam sobie bloga i też chciałam niebawem poruszyć na nim temat fejsbuka.
pozdrawiam
Damo Pik, osobiście mam kilka zdjęć na swoim profilu i zastanawiam się nad ich usunięciem, myślisz, że to dobry pomysł? Wstawiłam je tam mając jakieś 15 lat, więc chyba można mi tę zbrodnię wybaczyć :)
OdpowiedzUsuńBigHug, śliczny avatar. Zresztą pokaż mi cokolwiek z flagą Gb, to powiem, że ładne. WOw, nie wiedziałam, że to się nazywa tak profeszyn Istagram, czego to się człowiek nie dowie xD
Sowo Sowińska, boski nick :D Z pewności wpadnę do Ciebie jak tylko znajdę trochę czasy, obowiązki mnie dobijają.
Dzięki za komciaki! :D