Regulamin

1. Witam serdecznie na moim blogu! Piszę pamiętnik, więc moje opinie mogą być całkiem różne od Twoich. Jeśli chcesz podyskutować, to zapraszam, ale kulturalnie.
2. Nauczyciel służy w dużym stopniu mojej osobie, ponieważ dodając wyrażenia i widząc je codziennie tutaj na blogu, uczę się.
3. A co w następnym odcinku to zapowiedź kolejnego postu, ale czasami może się zdarzyć, że zamieszczę coś innego.
4. Proszę, dbaj o interpunkcję i ortografię, a mnie śmiało poprawiaj.
5. Zapraszam do czytania!


czwartek, 2 maja 2013

8. Gdy nadejdzie ten czas

Moi drodzy, ostrzegałam, że czasami umieszczę coś innego na blogu, niż zapowiedziałam wcześniej. Dzisiaj wklejam opowiadanie, które zgłosiłam do konkursu na blogu my-logorrhea. Czy zajęłam jakieś zaszczytne miejsce? Nie, ale i tak jestem z siebie dumna. Od wielu, wielu lat próbuję się zebrać w sobie i napisać coś dłuższego i z polotem. W ten oto sposób powstało fanfiction z rodziny Harry Potter fandom. Napisałam je jakiś miesiąc temu i już widzę wiele niedoskonałości, brak logiki, ale mimo wszystko liczę na to, że ktokolwiek przeczyta i wyrazi swoją opinię. Oczywiście styl całkiem niekanoniczny.

Gdy nadejdzie ten czas

Draco liczył, że mu się uda. Omiótł spojrzeniem chudą postać smacznie śpiącą w jego łóżku i jego prawa stopa delikatnie drgnęła. Milimetr po milimetrze wyciągał rękę spod kołdry. Bał się, że jego kochanek obudzi się, gdy tylko poczuje najmniejszy szelest, bo był bardzo czujny we czasie snu. Jego oddech na moment przyspieszył, gdy obniżył kołdrę do pasa, bo śpiący obok mruknął coś pod nosem. Draco uśmiechnął się na myśl, że już za rok opuści mury Hogwartu i nie będzie musiał dłużej się ukrywać. Dzięki Bogu jako prefekt naczelny Slytherinu miał własną sypialnię, przedtem musieli spotykać się w Pokoju Życzeń. Delikatnie oswobodził nogi i pozostała mu najtrudniejsza część, jaką było zejście z łóżka. Stary materac skrzypiał niemiłosiernie, co czasami doprowadzało go do szału. Takie dźwięki wykonywane podczas intymniejszych chwil rozpraszały go, ale obecnie miał inne wydatki. Zwinnie zeskoczył z łóżka, nie czyniąc najmniejszego szelestu. Podszedł do śpiącej postaci, uśmiechnął się szeroko i zostawił w kapciu śpiącego, leżącego na puszystym dywanie, pierwszy z wielu listów. Gra się zaczęła.
***
Obudził się i przeciągnął, czując pustkę po drugiej stronie łóżka. Przetarł oczy piąstkami i uniósł się lekko na łóżku. Pokój spowity był wczesno porannym słońcem, a delikatnie uchylone okno wpuszczało do środka sporo dawki świeżej radości. Zrzucił kołdrę z nóg i włożył stopę do kapcia, czując dziwny opór. Nachylił się i zobaczył białą kopertę z herbem Malfoyów w lewym górnym rogu. Co to ma być, u licha? Pomyślał i rozdarł kopertę. Wewnątrz był list, a na nim naskrobane pospiesznie kilka linijek:

Idź w stronę powiewu świeżości,
zobacz, ile na zewnątrz radości.
Gdy świeża krew wysoko się uniesie,
znajdziesz drugi list w młodym papierze.

Co to wszystko miało znaczyć? Nigdy nie był dobry w zagadkach, a ta wydała mu się nadzwyczaj trudna. Dracon lubił robić takie niespodzianki, które zazwyczaj kończyły się fiaskiem. Pierwszą z nich było zainteresowanie Malfoya jego osobą, które rozpoczęło się pewnego styczniowego dnia trzy lata temu. Nigdy nie mógł uwierzyć, że to NAPRAWDĘ się dzieje. Kiedyś blondyn zostawił mu na stole rebus, który przedstawiał jakieś zwierzaki i narzędzia używane w budownictwie, a rozwiązaniem był Pokój Życzeń, w którym czekała romantyczna kolacja. Skierował się do łazienki. Szorując swoje małe ciałko pod prysznicem, namydlił uszy i zastanawiał się. Idź w stronę powiewu świeżości… odpowiedź uderzyła w niego znienacka. Przecież śpiew ptaków, dochodzący właśnie zza okna, obudził go dzisiaj rano! Draco musiał mieć na myśli okno, ale to nadal nie wyjaśniało, o co mu chodziło z tym listem. Dlaczego go nie obudził i nie powiedział mu wprost, o co chodzi, tylko zostawiał jakieś dziwne liściki? Szybko wyskoczył spod prysznica, ubrał się i drżącymi dłońmi schwycił kartkę z zagadką, podchodząc do okna. Zobaczył, że gdzieś na błoniach zamkowych Hagrid siedzi i gra na flecie, madame Pomfrey prowadzi pierwszaków do szklarni, na boisku do Quidditcha trwa trening. Młodzi chłopcy radośnie szturchali się, popychali i niecierpliwili, by już pofrunąć na swoich miotłach. Młodzieniec uderzył się w czoło ręką i wszystkie elementy mu spasowały. Radość, młoda krew, wysoko się uniesie... No jasne, to trening Quidditcha! Pędem ubrał buty i popędził korytarzem, korzystając z Zaklęcia Zwodzącego, przechodząc przez pokój wspólny Ślizgonów. Już wychodząc z lochów, wpadł na jakiegoś młodego Ślizgona:
-Ej, jak chodzisz, brudasie? – był już przyzwyczajony do podobnych wyzwisk, więc minął delikwenta, biegnąc dalej. Gdyby oni wszyscy wiedzieli, że ma romans z młodym Malfoyem… Czasami zastanawiał się, jakby to było nie ukrywać się. Wybiegł na błonia i skierował się na boisko do gry. Podchodząc do trybun, zobaczył dwa końskie ogony należące do uczennic Gryffindoru na ostatnich miejscach, żywo ze sobą rozprawiające. Cicho usiadł w oddali, by wyciągnąć kartkę z instrukcjami. Zobaczył, że drużyna Puchonów unosi się na miotłach i zaczyna przerzucać między sobą kafla. W dole pani Hooch usiłowała zamknąć skrzynkę z piłkami, która za każdym razem uchylała się od zaklęcia zamykającego. Klątwa Intolerabili. Zaśmiał się cicho pod nosem i wyciągnął różdżkę, odczarowując skrzynkę. Potem odczytał ostatnie zdanie: znajdziesz drugi list w młodym papierze. Nie miał pojęcia, o co chodziło. Papier to papier, wykorzysta się go raz i wyrzuca zapisany. Rozejrzał się uważnie wkoło i ujrzał w oddali Wierzbę Bijącą. Postanowił się przejść. Zeszedł z trybun i prawie natychmiast nowa myśl go uderzyła z mocą bicza. Przecież papier wyrabiany jest z celulozy, z drzewa! Nie był pewny, czy Wierzba Bijąca dałaby się kiedykolwiek przerobić na kartki, ale nic innego nie przychodziło mu na myśl. Pędem pobiegł do drzewa i tak jak się spodziewał, wewnątrz małej dziupli połyskiwała koperta. Hearent! W jego dłoni pojawił się krótki patyczek. Lewitował nim, naciskając na odpowiedni konar i w efekcie powstrzymując wierzbę od zabicia go na kilka minut. Podszedł do dziupli i schwycił kopertę. Rozerwał ją, czując, jak szybko bije mu serce:

Dotarłeś do celu, przyjacielu mój.
 Weź teraz oto ten zwój.
Podążaj drogą usianą kamieniami,
aż zobaczysz beczkę z potworami.
W paszczy jednej z bestii,
następny list się mieści.

Westchnął. Zapowiadał się długi dzień.
 ***
Draco stał w drzwiach domu Hagrida, wydając mu ostanie polecenia:
-Pamiętaj, żeby nie wychodzić domu i nie rozmawiać z nim.
-Nadal nie rozumiem, o co chodzi w tym wszystkim. Może tera mi wytłumaczysz to, panie Malfoy? – Hagrid zapytał Dracona, unosząc wysoko brew.
-Hagridzie, proszę – Draco skrzywił się lekko, słysząc naloty jakiegoś dziwnego dialektu w mowie gajowego. Młody Malfoy ukłonił się lekko, nałożył kapelusz i wymknął się z domu gajowego. Jego głowa pulsowała. Odkąd trzy lata temu któregoś pięknego styczniowego dnia został trafiony rykoszetem klątwą, miewał paskudne migreny. Nie wiedział, co to za klątwa i jak się objawia. Pamiętał tylko krzyk „Furiosus!”, który niewątpliwie był inkantacją, jednak szybko stracił przytomność. Wiedział, że zdarzyło się to w sklepie Borgina i Burkes’a, nic więcej nie pamiętał. Podążał nad jezioro. Sprawdzał znaczenie tego słowa w każdym języku, począwszy od angielskiego przez francuski nad hindu skończywszy. Dopiero w słowniku angielsko-łacińskim znalazł objaśnienie, które brzmiało „wariat, chory umysłowo”. Przecież był w pełni zdrowym, cynicznym i złośliwym Malfoyem z krwi i kości.
 ***
Siedział pod drzewem niedaleko Bijącej Wierzby i nie wiedział, co ma zrobić z tym fantem. Miał podążać drogą usianą kamieniami, a przecież wszystkie ścieżki na błoniach były usiane kamieniami! Czuł, że jeśli nie wykona polecenia, to będzie mieć duże wyrzuty sumienia. Wiedział też, że Draco coś planuje, ale nie wiedział co. Wszystko sprowadzało się do tego, że chciał poznać zamiary blondyna, ale powstrzymywała go ta głupia zagadka. Postanowił się przejść. Udał się z powrotem na trybuny i oglądał trening do końca. Pani Hooch krzywo się na niego popatrzyła, gdy został sam na trybunach. Wiedział, że nie powinno go tutaj w ogóle być, powinien znajdować się w innej części zamku. Niechętnie opuścił swoje miejsce i powlókł się w stronę Zakazanego Lasu. Była tam ławka, ukryta dla wszystkich oprócz niego i Dracona za sprawą jakiegoś czaru. Wiele razy bywali tam, gdy nie mogli zaznać spokoju w zamku. Wiedział, że ludzie by nie dali im żyć, gdyby wiedzieli, że się spotykają. Przypomniał sobie, jak po raz pierwszy siedzieli tutaj, szukając schronienia przed wścibskimi ludźmi. Był o wiele niższy od Malfoya, więc pewnie musieli wyglądać dosyć śmiesznie. Siedzieli tutaj parę miesięcy temu po raz pierwszy. W pewnym momencie przestał słuchać blondyna, rozmyślając o czymś zgoła innym. Poczuł ciche westchnienie, gdy blondyn zorientował się, że mówi do ściany. Chciał go przeprosić, zwrócił się do niego i ich usta spotkały się. Wiele z tych pocałunków rozpamiętywał, leżąc w samotności na swoim materacu. Bezwiednie dotknął ręką swoich ust i zobaczył, że słońce wisi w zenicie. Przesiedział tutaj godzinę, a był równie blisko od rozwiązania zagadki co na początku. Zeskoczył z ławki i ruszył, kierując się w stronę chaty Hagrida, gdyż tamtędy było krócej do zamku. Zobaczył, że Lavender Brown idzie z tym rudzielcem z Gryffindoru, trzymając go za rękę. Cicho wymruczał zaklęcie w ich stronę i na nosie Rona pojawił się kolejny pryszcz. Zaśmiał się cicho. To było kara dla Weasleya, który ostatnio potraktował go bardzo źle. Codziennie wymawiał raz zaklęcie, po którym rosła mu na twarzy wielka czerwona kropka, której się nie udało usunąć czarami. Sama znikała po trzech miesiącach. Ruszył dalej, przechodząc obok domu Hagrida. Przechodząc usłyszał ciche warknięcie. Stanął na moment i zerknął w bok. Zobaczył wielką beczkę, w której zazwyczaj gajowy trzymał zwierzęta na swoje lekcje. Błogosławiąc swój przypadkowy wybór trasy, podbiegł do beczki cztery razy większej niż on sam i zajrzał do środka, stając na małej drabince, leżącej obok beczki. W środku było paręnaście dziwnie wyglądających roślin. Charakteryzowały się wielką paszczą, która się nie zamykała. Paradoksalnie otwór gębowy znajdował się gdzie indziej, a paszcza nie służyła do niczego poza wydobywaniem z siebie cichych warknięć. Widział czasami takie rzeczy w domach czarodziejów, którzy robili z tych roślinek stojaki na biżuterię. Czasami można było kupić takie cudo na Pokątnej, ale było bardzo drogie. To musiał być jakiś eksperyment Hagrida. Sięgnął do paszczy najbliższego potwora, biorąc błyszczącą kopertę i rozerwał ją zębami:

Ostatni przystanek jest w miejscu,
gdzie niebo spotyka się z ziemią.
Znajdziesz tam skrzynię i mapę.
Podążać do celu musisz uważnie,
a spotkasz szczęście tu właśnie.

Draco zwariował. Po prostu kompletnie oszalał.
 ***
Malfoy zanurzył palec w zupie i krzyknął:
-Halo, proszę coś z tym zrobić! Jest zimna!
Rozglądnął się po tłumie ludzi, nie widząc, czy wszystko się uda. Było już późno, słońce chyliło się ku zachodowi. Miał nadzieję, że ukochany zda ten test. Chciał, żeby wszystko już było oficjalnie. Chciał nie móc się kryć ze swoim uczuciem. Jego matka Narcyza Malfoy od kilku godzin próbowała się dowiedzieć, co to za okazja i dlaczego tutaj są. Draco powiedział wszystkim, że to coś bardzo ważnego i dowiedzą się wszystkiego, gdy nadejdzie odpowiednia chwila. Taka była tradycja Malfoyów, że tę jedną decyzję ogłaszali całej rodzinie. Draco chciał mieć pewność, że jego partner kocha go. Jest w stanie podążać za jego wskazówkami, chociaż są pokrętne. Oznaczało to, że za wszelką cenę chciał się spotkać z nim, Malfoyem, być z nim pomimo jego dziwactw. Czekali na najważniejszego gościa.
 ***
Nie wiedział, co robić. To był ostatni list, był pewien. Skoro zaszedł tak daleko, to musiał rozwikłać tę zagadkę do końca. Co to za miejsce, gdzie niebo spotyka się z ziemią? Słyszał kiedyś takie określenie względem morza, chyba nawet Draco mu je przeczytał z którejś z jego licznych książek. Jednak morza w okolicach Hogwartu nie było, jedynie rozległe jezioro… A jeśli miał na myśli jezioro? Podążył krętą ścieżką, która była wyłożona wielkimi kamieniami. Pewnie to o nią chodziło w poprzednich instrukcjach, pomyślał. Do jeziora miał kilkaset metrów, więc przez ten czas zaczął rozmyślać, o co w tym wszystkim chodzi. Draco zaskoczył go, a cała sytuacja wyglądała jak z taniego romansidła, ale był podekscytowany tym, co go czeka. Wiedział, że Malfoy nie starał by się aż tak, gdyby nie było to coś ważnego. Głośno przełknął ślinę i zbliżając się do jeziora, zauważył, że słońce zaczęło zachodzić. Jeśli tak dalej pójdzie, to zostanie mu tylko wracać do zamku, a wszystkie plany wezmą w łeb. Mimowolnie skierował się do skałki, na której często siedzieli z chłopakiem, przytulając się. Zdarzyło też się im raz zapomnieć na tej skałce. Draco, w porywie namiętności zaczął go całować, szybko zdejmując jego szatę. Mieli bardzo mało czasu. To było jedno z jego najlepszych wspomnień.
 ***
Malfoy z niepokojem zerkał co chwilę na zegarek. Goście zaczęli siadać w małych grupkach i znacząco patrzeć na Dracona, po cichu pukając się w głowy. Może przesadziłem z tymi listami? pomyślał. Teraz już było za późno. Wierzył, że jego ukochany poradzi sobie. Podszedł do jednej z grup i poprosił do tańca kolejną kuzynkę. Zabawa trwała w najlepsze.
 ***
Usiadł na rzeczonej skałce, patrząc w to samo miejsce, gdzie zawsze z Draconem kierowali swój wzrok. Był to drugi brzeg jeziora, na którym rosły jakieś roślinki. Teraz coś tam połyskiwało, coś dużego… Zeskoczył z kamienia i zaczął biec w stronę skrzynki.
 ***
Draco pomyślał, że najwyższy czas podać drugie danie. Zawołał służącego i przekazał mu polecenia, a sam poszedł do łazienki. Skrzywił się z niesmakiem, widząc kiepskiej jakości jarzeniówkę. Patrząc w lustro, zobaczył trupiobladą twarz z podkrążonymi oczyma. Jego włosy były w nieładzie, a krawat niechlujnie rozchełstany. Westchnął i wyciągnął pomniejszoną walizeczkę z kieszonki kamizelki. Wyciągnął szampon w spreju, lakier, szczotkę do układania włosów, suszarkę, żel i prostownicę. Zaczął naprawiać swoją fryzurę.
 ***
Wieko skrzyni było uchylone. Zajrzał do środka, nie mogąc uwierzyć, w to co widzi. Na samym dnie leżał smoking najlepszej jakości zapakowany z hermetyczną folię, idealnie wyprasowany i skropiony małą ilością perfum męskich. Obok niego leżało lusterko, mały grzebyczek oraz buty wyczyszczone na połysk. Zobaczył także już ostatnią kopertę i ją rozdarł:

Mapa od teraz kompasem twoim,
trzymaj się jej dokładnie.
Gdy słońce zajdzie i ptaki zamilkną,
dotrzesz do celu zgrabnie.

Pomyślał, że zwariował. Ściągnął swoje stare, brudne i przepocone ubrania, wkładając smoking. Zaczesał gładko włosy, których i tak miał niewiele. Kierując się znakami na mapie, podążał do zbiorowisk skalnych niedaleko jeziora.
 ***
Draco, wypatrując z okien trzeciego piętra, zobaczył małą postać, która zmierzała prostu w ich kierunku. Magiczny budynek był jeszcze dla niego niewidzialny, ale… udało się! Czym prędzej zbiegł do gości, informując ich, żeby się przygotowali, bo nadszedł ten czas. Na Sali rozległ się cichy szmer. Muzyka ucichła, kelnerzy jakoś też przestali obsługiwać gości. Draco wyszedł ku ciemności.
 ***
Podążał wytyczoną ścieżką, ale widział jedynie trawę i kamyki. Zaczął się zastanawiać, czy to nie był żart. Wtem zobaczył w oddali blond głowę i spłynęło na niego błogie uspokojenie. Blondyn chyba również go dostrzegł, bo zaczął biec ku niemu. Niefortunnie przewrócił się na śliskiej trawie i upadł. Szybko jednak wstał, by spotkać się z tak długo wyczekiwanym gościem. W milczeniu przysunęli się do siebie, Draco kucnął, by było im trochę wygodniej. Malfoy zaczął składać mokre pocałunki na ustach towarzysza, a tamte je odwzajemniał. Po krótkiej chwili Draco ujął rękę ukochanego i podążyli w stroną wielkiego budynku, który pojawił się znikąd.
 ***
Gdy weszli na salę, zapanowała cisza. Goście zamarli. Po sali zaczęły przechodzić ciche śmiechy i parskania. Draco nałożył na twarz maskę wrogości i uniósł rękę. Wszyscy umilkli. Narcyza widząc, w czyjej piąstce tkwi dłoń jego syna, wydała cichy okrzyk i zemdlała. Część gości zamarła, druga część zerkała na Narcyzę. Lucjusz rzucił się jej na pomoc i już po chwili podawał jej wodę i wachlował sztywną serwetką. Draco wystąpił na przód i rozpoczął:
-Panie i panowie, matko i ojcze – skinął na Narcyzę i Lucjusza - zebraliśmy się dziś tutaj w szczególnej okazji. Może was nieco zdziwi mój wybór, ale zgodnie z rodzinną tradycją Malfoyów chciałbym, by cała moja familia była ze mną właśnie dziś i tutaj. Mam nadzieję, że będziecie cieszyć się moim szczęściem tak, jak ja się nim cieszę. – Draco zwrócił się do swojego ukochanego, ujął jego rękę i wyjmując małe pudełeczko z kieszeni, uklęknął:
-Zgredku, wyjdziesz za mnie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz